Odkrycia miesiąca: Inktober, Maroko, urodziny, Joan Miro i street art w Porto

Wow, ten miesiąc był naprawdę niesamowity! Dużo się działo, a ponieważ spędziłam go praktycznie bez internetu, to chciałabym teraz podzielić się wrażeniami, jakie przyniósł mi październik 2018. Po pierwsze:

INKTOBER

Już po raz dziewiąty Jake Parker poprowadził wyzwanie polegające na tworzeniu rysunków tuszem codziennie, przez 31 dni października. W tym roku w wyzwaniu wzięła udział rekordowa liczba osób i powstały naprawdę piękne i niezwykle oryginalne prace. Dużą przyjemność sprawiło mi obserwowanie jak na konkretne hasło zareagują różni artyści. Już sama obserwacja dała mi dużo do myślenia i pobudziła moja kreatywność.

Niestety nie udało mi się wytrwać przez cały miesiąc, ale niektóre z rysunków, jakie stworzyłam, stały się moimi ulubionymi. Przez pierwszy tydzień nie miałam żadnych problemów, żeby tworzyć codziennie rysunek w odpowiedzi na to wyzwanie. Natomiast dokładnie 7 października wyruszyliśmy w podróż do…

MAROKO

Pierwszy raz w Maroku i w ogóle pierwszy raz w Afryce. Jak było? Cudownie! Zdecydowanie najlepsza, najbardziej intensywna i inspirująca podróż, jakiej do tej pory doświadczyłam.

Przemieszczaliśmy się samochodem, co dało nam pełną swobodę i niezależność. Większość ludzi pukała się w głowę, widząc nasz samochód (zwykła osobówka) i słysząc, że planujemy jechać nim z Polski. No cóż – tam, gdzie jedni widzą przeszkody, inni widzą możliwości. Uwielbiam podróżować w ten sposób – czuję, że poznaję kraj na wielu poziomach, inaczej niż według schematu lotnisko – hotel – lotnisko. Mimo tego, że nie jest to najszybszy, najtańszy ani najwygodniejszy sposób – nie zamieniłabym tego doświadczenia na nic innego. I chyba o to chodzi, co nie? 😉

W pewnym momencie zaczęliśmy z A. porównywać nasze wyobrażenia na temat tego kraju. Wiele osób (które oczywiście nigdy tam nie były) ostrzegało go, że jest tam bardzo niebezpiecznie, że mafia i w ogóle wszystko, co najgorsze. Ja z kolei miałam zupełnie inne przekonanie, które nie wiem, skąd mi się wzięło (jak to zwykle bywa z przekonaniami). Mianowicie, że Maroko jest tak popularne wśród turystów i dopasowanie do potrzeb ludzi z Europy, że straciło swoją autentyczność i wyjątkowość. I oczywiście, oba te przekonania okazały się bardzo dalekie od prawdy.

Zaczęliśmy od Tangeru, który eksplodował nam w twarz bogactwem kolorów, smaków i zapachów. W przewodniku wyczytałam, że Tanger upodobali sobie wszelkiego rodzaju artyści, w tym Henri Matisse, który przebywał tu w 1912 roku, malując obraz „Park w Tangerze”. W tamtych czasach podróż statkiem z Marsylii trwała aż 60 dni! I pomyśleć, że nam dłużył się 3-godzinny rejs… Artystę zachwyciły przede wszystkim kolory i światło, a kiedy w Paryżu przyjaciele zachwycali się jego obrazem, mówił „To nie tak wygląda, tam jest jeszcze piękniej!”. I ja się z tym zgadzam. Nigdzie nie spotkałam się z taką intensywnością barw, tak bujną roślinnością i tak niezwykłym światłem.

Kolejnym miastem, jakie mogę z całego serce polecić jest Essaouira – miasto kotów, artystów i muzyki. Znane jest również z tego, że upodobali je sobie filmowcy. Akurat w czasie naszego pobytu kręcono tutaj kolejną część serii John Wick i wszyscy informowali nas o tym, że w mieście gości sam Keanu Reeves. Poza tym Essaouira jest idealnym miejscem dla fanów sportów wodnych, miłośników rękodzieła i muzyki. My trafiliśmy na Festiwal Muzyki Andaluzyjskiej a w czerwcu odbywa się Światowy Festiwal Muzyki Gnaua. Jestem naprawdę pod wrażeniem, ile się dzieje w tym stosunkowo małym mieście!

Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca, w którym mogłabym spędzić swoje 30. urodziny. Otoczona pięknymi, kreatywnymi ludźmi, malując, spacerując po plaży i pływając się w oceanie…27 października! Najlepsze urodziny ever.

Odwiedziliśmy także Szafszawan, czyli niebieskie miasto położone w górach, na północy Maroka. Choć tu nie mieliśmy szczęścia, jeśli chodzi o pogodę (przed dwa dni lało bez przerwy) to i tak miasto zrobiło na nas niesamowite wrażenie. Wszystkie te niebieskie uliczki wyglądają nierealnie, jak ze snu. To trzeba zobaczyć na własne oczy!

Mogłabym jeszcze długo rozpisywać się o urokach Maroka, ale to przecież blog o sztuce, a nie o podróżach 😉 Co prowadzi mnie do kolejnego punktu, czyli:

FUNDACJA JOAN’A MIRO W BARCELONIE

Od dawna fascynowała mnie twórczość Joana Miro ale to, co zobaczyłam w jego Fundacji, przerosło moje oczekiwania, i to kilkukrotnie. Obrazy, rzeźby, ceramika, tkaniny – a wszystko to w przepięknym, białym budynku na wzgórzu Barcelony. Serio – jeśli kiedykolwiek będziecie w pobliżu, to polecam zajrzeć. Kolekcja jest doskonale opisana i nadaje kontekst i sens najbardziej znanym dziełom artysty. Największe wrażenie zrobiła na mnie gigantyczna tkana instalacja oraz tzw. antyobrazy. Miro nie tylko wykracza poza utarte ramy tego, jak powinno wyglądać dzieło sztuki i co powinno przedstawiać. Od lat 60. zaczyna także grać z ideą antyobrazu – tnąc, dziurawiąc i podpalając swoje płótna. Podważa tym samym wartość materialną i kolekcjonerską swoich prac. Mówiąc „Do diabła z aukcjami, ocenami i całym tym gównem!” sprzeciwia się nie tylko rynkowi sztuki, ale także jest głosem w walce o wolność w czasach dyktatury generała Franco.

Cała ta kolekcja daje bezpośredni wgląd w umysł tego niezwykłego artysty. Bonusem są widoki Barcelony roztaczające się z  tarasów i okien budynku. Co ciekawe, jest to jedne z niewielu miejsc poświęconych sztuce gdzie można bez problemów robić zdjęcia (oczywiście bez użycia lampy błyskowej). A także (z czym spotkałam się po raz pierwszy) osoby niewidome lub niedowidzące mogą bez problemów “obejrzeć” eksponaty! Podczas wizyty byliśmy świadkami tego, jak niewidomy chłopak dotykał rzeźb w muzealnych rękawiczkach. Uważam to za genialny pomysł!

Bardzo spodobała mi się również wystawa czasowa (Lee Miller i surrealizm w Wielkiej Brytanii) – naprawdę warto odwiedzić to miejsce. Spędziliśmy tam większość dnia, a ponieważ był już czas wracać czuję pewien niedosyt – na pewno wrócę jeszcze do Barcelony. Natomiast miastem, które udało nam się poznać dosyć dobrze, jest….

PORTO – PORT DLA STREET ARTU

Porto, co za cudowne miejsce! Wiedziałam, że mi się spodoba, ale nie wiedziałam, że aż tak. Początkowo mieliśmy zostać tylko na jeden dzień… Porto znane jest ze swojej architektury, przyjemnego klimatu i bogato zdobionych ceramicznych płytek, czyli azulejos, a także z faktu, że J.K Rowling właśnie tutaj znalazła inspirację do stworzenia historii o Harrym Potterze. Mnie jednak najbardziej oczarowały wąskie uliczki, przepiękne drzwi i wszechobecny street art.

Zupełnym przypadkiem (akurat!) trafiliśmy też na wystawę fotografii poświęconych życiu Fridy Khalo. Genialna wystawa, bardzo przemyślana, pięknie zaaranżowana. Zresztą cały budynek Centrum Fotografii zrobił na mnie ogromne wrażenie. Poza tą wystawą były także inne, dostępne zupełnie za darmo! A na samej górze, w najwyższej komnacie, w najwyższej wieży znajduje się ogromna kolekcja aparatów fotograficznych. Od pierwszych, drewnianych eksponatów przez specjalistyczne (do fotografii podwodnej czy szpiegowskiej) po współczesne okazy, a nawet zabawki inspirowane aparatami. Dla fanów fotografii — punkt obowiązkowy!

Zdecydowanie jeden z najbardziej intensywnych miesięcy od dawna, jeśli nie w ogóle. Dzięki tym doświadczeniom przypominałam sobie, jak bardzo kocham podróżować, odkrywać nowe miejsca, poznawać nowe kultury. Mam nadzieję robić to częściej. Jak wyglądał Wasz październik? Odkryliście coś nowego? Byliście kiedyś w jednym z tych miejsc? Chcielibyście się wybrać? Dajcie znać!

 

Stwórzmy razem coś wyjątkowego,

Kasia

 

 

 

 

2 thoughts on “Odkrycia miesiąca: Inktober, Maroko, urodziny, Joan Miro i street art w Porto”

  1. Ciekawy wpis! Podczas podróży również rozglądam się za wszelkimi przejawami sztuki ulicznej – artystyczne graffiti, kręte uliczki i ciekawie ozdobione drzwi to to na co zwracam uwagę.
    Na Maderze znalazłam Art Street – ulicę z ozdobionymi przez artystów drzwiami – bardzo lubiłam tam spacerować i odkrywać kolejne dzieła 🙂
    Pozdrawiam 🙂

    1. Kreatologia

      Dziękuję!:) Sprawdziłam Twój wpis na ten temat, faktycznie magiczne miejsce…wpisuję na listę miejsc do odwiedzenia!
      Pozdrawiam serdecznie 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *